Snowkiting, czyli zimowy kitesurfing w powiecie puckim. Patrz jak latają nad polami | WIDEO, ZDJĘCIA

Zajawkowiczów ciągle chwytających wiatr w Polsce sukcesywnie przybywa. Kitesurfing już na dobre wpisał się w charakterystykę Półwyspu Helskiego. Jeszcze kilka lat temu z niecierpliwością patrzyli w kalendarz, czekając na wietrzne lato. Teraz mocno się to zmieniło.

Surferzy zapewniają, że łapać wiatr i dzięki niemu śmigać można przez cały rok. Dowodem tego jest jedno słowo: snowkiting.
- Deska plus latawiec, szczególnie na północy Polski, to najlepsze połączenie - komentuje Daniel Marzejon, właściciel szkółki Kaszebe Kite School ze Swarzewa. - Postanowiliśmy przedłużyć sobie sezon, więc rozpoczęliśmy uskuteczniać zimową odmianę kitesurfingu, którego dzięki zatoce mamy pod dostatkiem.

Snowikite zimą, a latem na wodach Zatoki Puckiej i Bałtyku króluje kitesurfing | ZDJĘCIA, WIDEO

Prawdziwa zabawa jest wtedy, gdy polatać można w grupie. Zdarzają się przypadki, kiedy samotni surferzy wchodzą do zatoki w styczniu, jednak brakuje w tym odpowiedniego klimatu. Grupa Kaszebe Kite School postanowiła więc spotykać się nie na wodzie, a na lądzie.

W tej nowej pasji - jak i na wodzie - także chodzi o wiatr, tricki i przestrzeń. Musi być ona odpowiednio duża. Zatoka Pucka się nadaje, ale dlaczego nie skorzystać z ośnieżonych pól, które w styczniu i tak leżą odłogiem.

Jednak i tutaj należy uważać. Snowkiterzy zaznaczają, że powierzchnia musi być stosunkowo równa. Dlatego na treningi wybierają się na niezamieszkałe działki w gminie Władysławowo czy na wiatrakowe pola w Łebczu.
- To ze względu na bezpieczeństwa - dodaje Daniel. - Na zaoranym polu czy dzikiej łące nietrudno o wywrotkę.

Dlatego np. korzystają z piłkarskiej przerwy zimowej i swoją pasję realizują na równym i zasypanym białym puchem boisku w Chłapowie.

wideo: Kaszëbë School

Porównując letnie i zimowe kite’owanie, widzą przede wszystkim, że to drugie jest o wiele bardziej kontuzyjne. Posiniaczone kolana, powybijane barki i liczne stłuczenia to ich chleb powszedni. Więc zimowy sport ekstremalny, który w Polsce dopiero raczkuje, nie jest zabawą dla amatorów, a raczej dla wytrawnych kajciarzy. Choćby ze względu na twarde lądowania.

Tutaj po udanej sesji nie wpadasz do ciepłej zatoki, a na skutą lodem ziemię. A na twarzy pojawia się nie uśmiech, a raczej grymas bólu.
- Wszystko zależy od umiejętności akrobatycznych, koordynacji ruchowej i oczywiście warunków wietrznych - ocenia Daniel Marzejon. - Jesteśmy z tym na bieżąco i już rano decydujemy, czy idziemy na śnieg, czy nad zatokę.

Fachowcy raczej doradzają, by najpierw spróbować na wodzie, a później ruszyć w ląd.

Silna konkurencja dla snowboardu Istotną rolę odgrywa też sprzęt. Latawiec niczym się nie różni od tego używanego na wodzie. Deska musi być inna - różniąca się nawet od snowboardu. Ta snowkite’owa jest bardziej wygięta i sprężysta. Ma odpowiednio wyprofilowane i wyostrzone krawędzie, by móc sunąć pod wiatr. Prototyp już jest testowany przez hobbystów ze Swarzewa.

Choć snowkiting na Kaszubach dopiero raczkuje, już zyskał sobie wielu zwolenników. Jednym z czynników motywujących do uprawiania tego sportu jest obecność czterokrotnego mistrza świata Marka Murphy’ego Zacha z Czech.

To on jest inspiracją dla kaszubskich freestylerów, którzy chętnie podpatrują sztuczki, a później z pewnością przeniosą je na wodę. Jeszcze ciekawiej zapowiada się projekt mający ruszyć na początku lutego. Grupa Kaszebe Kite School razem z przyjaciółmi chce przebrnąć zamarzniętą zatokę.

Na to, by akwen zupełnie zamienił się w lód, potrzeba kilku dni solidnych mrozów.