Duńskie paszowce na polskich wodach

To jest nasz koniec, totalna zagłada - mówią załamani rybacy z Półwyspu Helskiego. To reakcja na poławianie ryb w naszej strefie brzegowej przez duże duńskie jednostki. W miniony weekend sześć takich kutrów znalazło schronienie przed sztormem w helskim porcie rybackim.
- Oni nas puszczą z torbami - twierdzi Paweł Kohnke, rybak z Jastarni. - Z ich sieci nie ucieknie żadna ryba. Jeśli nawet coś im umknie, ale przetrzebią nasze łowiska ze szprot i śledzi, to jakie tu inne ryby zostaną?
Duńskie jednostki to tzw. paszowce. Ich załogi łowią ryby z przeznaczeniem na pokarm, np. dla świń. Na takich jednostkach nie ma skrzyń ani lodu.
Cały połów trafia bezpośrednio do ładowni. Tam schładzany jest często jedynie nawiewem z obiegu wentylacyjnego. Duńczycy łowią w "tukach", czyli dwa kutry ciągną jedną wielką sieć o średnicy dochodzącej do 70 m. Rybacy z półwyspu twierdzą, że w ten sposób ,zgarniają" po drodze wszystko, nawet z dna morza. Ryby na końcu sieci trafiają do włoka, którego oczka mają 8 do 10 mm średnicy.
- Widzieliśmy kiedyś takie kutry, jak wracały do swoich portów - mówi Paweł Kohnke. - Ledwo było widać ich numery burtowe, tak były obładowane.
Cztery z jednostek, które gościły w helskim porcie, miały po ok. 40 m, dwie pozostałe były o 10 m krótsze. To dużo więcej, niż mają najdłuższe kutry polskich armatorów stacjonujących w Helu.
- Miejscowe jednostki mają najwyżej po dwadzieścia sześć metrów - dowiedzieliśmy się w Bosmanacie Portu w Helu.
Rybacy z półwyspu jeszcze przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej przestrzegali przed wpuszczeniem na nasze wody terytorialne skandynawskich, a głównie duńskich paszowców.
Już wtedy wskazywali na konsekwencje, jakie poniosą polscy rybacy. Wczoraj w południe wiatr nieco zelżał i po południu duńskie jednostki wyszły w morze.