Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kaszubski „Święty Dominiczek”. Wspomnienie niezwykłego kapłana z Gnieżdżewa

Piotr Piotrowski
W tym roku mija 80 lat od śmierci kaszubskiego hierarchy z Pelplina, Konstantyna Dominika. Od ponad 60 lat trwa proces beatyfikacyjny tego Sługi Bożego - w opinii wielu - wypełniającego w pełni swoim życiem i nauczaniem pojęcie świętości.

Historia jego życia zaczyna się 7 listopada 1870 r. w Gnieżdżewie, na kaszubskiej Nordzie. Ochrzczony w parafii w Swarzewie był drugim spośród trojga dzieci Michała i Anny Derc. Po śmierci matki, gdy Konstantyn miał dwa lata, ojciec ożenił się po raz drugi, z jej siostrą Marcjanną Augustyną. Z tego małżeństwa przyszło na świat dziewięcioro rodzeństwa Konstantyna.

Do swarzewskiej szkoły podstawowej zwanej ludową zaczął uczęszczać 1 kwietnia 1877 r. Konstantyn w dzieciństwie najchętniej przebywał w towarzystwie swej babci Konstantyny. Był chłopcem wrażliwym i kochał przyrodę. Obowiązki szkolne traktował z wielką pilnością i obowiązkowością.

Dzięki pomocy finansowej wuja, ks. Jakuba Derca, w 1883 r. rozpoczął naukę w progimnazjum biskupim, tzw. Collegium Marianum w Pelplinie. Od 1889 r. kontynuował swoje wykształcenie w Katolickim Gimnazjum Państwowym w Chełmnie, gdzie manifestował już pierwszy raz w swoim życiu patriotyzm - należał do Towarzystwa Filomatów, tajnej patriotycznej organizacji uczniowskiej. Egzamin dojrzałości złożył 10 marca 1893 r.

Młody Konstantyn wielokrotnie spędzał wakacje w Prątnicy pod Lubawą u swego wuja kapłana, gdzie ukształtowało się też jego powołanie. Tam też otrzymał wiadomość o przyjęciu go do seminarium duchownego. 17 kwietnia ponownie przybył do Pelplina, by podjąć studia w Wyższym Seminarium Duchownym. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk biskupa Rednera, w uroczystość Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, 25 marca 1897 r. Mszę św. prymicyjną odprawił w swoim kościele parafialnym, przed obliczem Matki Bożej Swarzewskiej.

20-letni neoprezbiter Konstantyn Dominik pierwszą posługę duszpasterską wikariusza rozpoczął po biskupim dekrecie w gdańskiej parafii w Starych Szkotach, z dawnym kościołem Jezuitów - dziś jest to parafia pw. św. Ignacego Loyoli na Oruni. Mieszkająca tu ludność przedmieścia Gdańska była bardzo zróżnicowana narodowościowo, dlatego w pracy duszpasterskiej przydała się księdzu Dominikowi umiejętność władania językami: polskim, niemieckim i kaszubskim, a także znajomość mentalności i sposobu życia tych wspólnot.

Po półtorarocznej pracy został przeniesiony na samodzielne już stanowisko kapelana szpitala Sióstr Miłosierdzia w Chełmnie oraz katechety liceum żeńskiego. Dodatkowo, od 1900 r. powierzono mu posługę prefekta w nowo utworzonym konwikcie Collegium Albertinum, przeznaczonym dla gimnazjalistów wyższych klas. Z tego okresu zachowała się pamięć o nim jako o osobie emanującej dobrocią, serdecznością, dającą dobry przykład młodzieży, dla której był wzorowym i wymagającym katechetą, ale także dobrym ojcem i przyjacielem. Młodzi ludzie garnęli się do niego z pełnym zaufaniem.

I pewnie z tego względu biskup chełmiński, Augustyn Rosentreter w kwietniu 1911 r. powierzył mu stanowisko wicedyrektora i ojca duchownego w pelplińskim seminarium. Pokorny ks. Dominik uważał jednak, że jest zbyt mało przygotowany duchowo i naukowo do pełnienia tak ważnych funkcji. Ostatecznie, w imię posłuszeństwa objął powierzone mu stanowisko.

Z instytucją tą związał się na większość swego życia - w latach 1920-1932 pełnił funkcję rektora. W tym czasie był także wykładowcą liturgiki, homiletyki i teologii pastoralnej. Należał do wielu towarzystw - Tow. Pomocy Naukowej w Chełmnie, organizacji oraz stowarzyszeń -


  • Polska Liga Przeciwalkoholowa,
  • Sodalicja Mariańska,
  • Stowarzyszenie Dzieci Maryi,
  • Stowarzyszenie Adoratorów,
  • Unia Apostolska Kleru

.
Był także radcą w Kurii Biskupiej i sędzią prosynodalnym.

ZOBACZ TEŻ:
Gdańsk: Pamięć o legendarnym proboszczu Bazyliki Mariackiej. Życiorys ks. Stanisława Bogdanowicza tematem wystawy w świątyni

Za duże zaangażowanie w sprawy Kościoła, na prośbę biskupa ordynariusza Stanisława Okoniewskiego został mianowany przez Stolicę Apostolską biskupem tytularnym artybitańskim 25 marca 1928 r. I tak został w Pelplinie jego biskupem pomocniczym. Przyjęcie nominacji było dla ks. Konstantyna Dominika, jak przyznawał, jedną z najtrudniejszych decyzji.

Uważał się przede wszystkim za kapłana i wychowawcę. Przytłaczały go, towarzyszące funkcji biskupa, celebra i patos. Będąc sufraganem bp Dominik, dyplomata i negocjator, pełnił rolę łącznika pomiędzy biskupem Okoniewskim, pochodzącym z Wielkopolski a pomorskim klerem. Zachował jednak wielką pokorę w sercu i prostotę w zachowaniu. Chodził zazwyczaj w czarnej sutannie z pektorałem na piersi i w piusce na głowie. Jego kanonia była urządzona skromnie.

Do wybuchu II wojny światowej pełnił wiele urzędów i funkcji: był m.in. rektorem seminarium do 1932 r., dziekanem Kapituły Katedralnej od czerwca 1928 r., dyrektorem Związku Towarzystw Dobroczynnych do 1930 r., został mianowany w 1932 r. pierwszym referentem w kurii, w 1933 r. dyrektorem Diecezjalnych Dzieł Misyjnych, w 1934 cenzorem ksiąg religijnych, w kwietniu 1936 r. wikariuszem generalnym.

Od września do grudnia 1939 r. sprawował rządy w diecezji, a będąc w tym czasie ciężko chory - wiele miesięcy chorował na ciężką anemię - uniknął aresztowania i losu kapłanów pelplińskich zamordowanych 20 października. Po odzyskaniu zdrowia został internowany przez Niemców 31 stycznia 1940 r. i umieszczony najpierw w szpitalu, a następnie w klasztorze ss. Elżbietanek. Pełniąc tam funkcję kapelana, zmarł w opinii świętości 7 marca 1942 r. Został pochowany na cmentarzu w Oruni, przy swojej pierwszej placówce. Po ekshumacji i przewiezieniu zwłok do Pelplina w marcu 1949 r., w rocznicę śmierci odbył się drugi uroczysty pogrzeb. Od 1965 r., po zakończonym procesie diecezjalnym w Pelplinie, toczy się w Rzymie proces kanoniczny o jego beatyfikację.

Świadectwo o biskupie dał w kazaniu pogrzebowym ks. infułat Franciszek Sawicki, 6 marca 1949 r. w katedrze pelplińskiej:

Był prawdziwym kapłanem Bożym, kapłanem świątobliwym. Znałem go od młodych lat. Zawsze mu byłem bliski, a on był mi przyjacielem. Widzę go jako gimnazjalistę w Chełmnie, jako kleryka, jako młodego kapelana, jako ojca duchownego, później rektora naszego Seminarium Duchownego, jako kanonika i nareszcie jako biskupa. Dziwnie go prowadziła Opatrzność Boska. Tego pokornego kapłana Bóg wywyższał aż do godności księcia Kościoła, którego na wizytacjach witały tłumy ludu i bramy triumfalne.

Aż przyszedł czarny dzień, w którym wszystko się załamało i on pozbawiony był wszystkiego, co ziemskie i doczesne. Był to pamiętny dzień 20 października 1939 roku, ten dzień, w którym aresztowano i wywieziono na śmierć księży pelplińskich. Miał iść z nimi. Taki był rozkaz. A on w tym dniu leżał ciężko chory w swej kurii i do głębi przejęty tym, co się działo w Pelplinie, słyszał, jak trzy razy przyszli po niego, trzy razy gwałtownie zapukali do drzwi i weszli, by się przekonać, czy on rzeczywiście jest tak ciężko chory. Przeżył ten dzień straszny i krótki czas jeszcze pozostał w Pelplinie.

Widzę go, jak go wywieźli - niby troskliwie - do gdańskiego szpitala. Odzyskawszy zdrowie, pozostał w Gdańsku, nie uwięziony, ale trzymany na wygnaniu. Odwiedziłem go. Był cierpiący, ale nie narzekał. Uśmiechnięty jak zwykle, pytał się tylko, co się dzieje w Pelplinie, a co w diecezji.

COMPONENT {"params":{"id":"21927131"},"component":"single_article"}

Tam w Gdańsku, w swoim pokoju u sióstr elżbietanek, pozbawiony wszelkiej władzy, był on jednak ostoją diecezji. Pociechą i nadzieją dla wszystkich była ta pewność, że jeszcze żyje ks. biskup Dominik. Aż przyszła wiadomość, że znów ciężko zachorował, że była operacja, że już nie żyje.

I działa się rzecz dziwna w dniu jego śmierci. Był w tym samym szpitalu ciężko chory oficer, katolik, ale niepraktykujący. Nie chciał przyjąć sakramentów św., ani nie chciał widzieć kapłana. Wiedział o tym Ks. Biskup. Proszono go o modlitwę. I dziwna rzecz: krótko po śmierci Ks. Biskupa tego samego dnia od razu chory sam z siebie prosi o księdza, przyjmuje sakramenty św. i w tym samym dniu kończy swe życie. Było ogólne przekonanie, że tę łaskę wyprosił mu Ks. Biskup, jako pierwszą łaskę, którą uzyskał u tronu Bożego, tak iż dane mu było tę duszę zabrać z sobą do wiecznośc

i”.

Droga do beatyfikacji trwa.

W tekście korzystałem z publikacji ks. Leszka Jażdżewskiego, ks. Krzysztofa Kocha, ks. Dawida Galanciaka i Andrzeja Buslera.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na puck.naszemiasto.pl Nasze Miasto