Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Kochankowie z klasztoru Valldemosa" w Teatrze Wielkim w Łodzi

Renata Sas
Fot. Chwalisław Zieliński
By opowiedzieć swoją wersję tego, co się działo między Chopinem i George Sand podczas niefortunnego pobytu na Majorce, Marta Ptaszyńska, kompozytorka i perkusistka, laureatka wielu międzynarodowych konkursów, sięgnęła po sztukę Janusza Krasnego-Krasińskiego "Kochankowie z klasztoru Valldemosa".

Muzyka, jaką opisała przejścia legendarnego artysty i ekscentrycznej francuskiej pisarki, ma w sobie wiele motywów, które zdają się za chwilę zmienić w wyraziste frazy, ale... tak się niestety nie dzieje. Kaskady dźwięków wydobywanych z instrumentów (uznanie dla starań orkiestry i dyrygenta) pod batutą tak wytrawnego mistrza w interpretacji muzyki nowoczesnej, jak Wojciech Michniewski, przytłaczają, ogłuszają, ale nie budzą emocji.

W opowieści, której centralną postacią jest muzyczny geniusz, trudno nie oczekiwać smaku, nastroju płynącego z partytury. O satysfakcję jednak trudno. Praktycznie tylko dwa "wejścia" George Sand mają kształt dramaturgicznie rozbudowanego sola na głos. Interpretatorka, Agnieszka Makówka, pokazała klasę!

Wśród plątaniny dźwięków szamocze się Chopin – ceniony tenor Adam Zdunikowski. Operowe libretta słyną banalnością – to nie odbiega od normy. Może tylko słowno-muzyczny wywód o nierogaciźnie (efektowna interpretacja Olgi Maroszek) różni je od schematów.

Cały ciężar zatrzymania widzów na widowni spoczął na inscenizatorze. Tomasz Konina (reżyseria i scenografia), którego estetykę pamiętamy z realizacji "Adriany Lecouvreur", "Makbeta" i "Kandyda", postawił na symbolikę i widowiskowość. Skoro Majorka, w myśl wszelkich opisów, miała być dla Chopina i George "rajską wyspą", to ją zbudował, nasycił roślinnością, postawił leżaki i oczywiście otoczył wodą, każąc artystom brodzić w niej w kaloszach lub bez. Serwuje też solidną ulewę.

Natomiast unika dramaturgicznej dosadności. Nie nagania np. tłumu tubylców, którzy za wszelką cenę chcieli wypędzić Chopina, bojąc się jego choroby. Efektownie podkreśla hiszpański koloryt, ogrywa perypetie z fortepianem, którego długo nie dostarczano na Majorkę. Tworzy bardzo plastyczną scenę wizji nękających cierpiącego kompozytora. Dramat przeplata z zabawnymi sytuacjami (perypetie z lekarzami badającymi Chopina), ozdabia obrazy obecnością Solange (Aleksandra Borkiewicz) i Maurycego (Łukasz Załęski) – pięknych dzieci Sand.

Zofia de Ines dodaje do inscenizacji efektowne kostiumy. Słowem – jest na czym zatrzymać wzrok, jeśli nawet trudno z satysfakcją na czymś "zawiesić ucho".

W drugi dzień Bożego Narodzenia opera (lub raczej opowieść muzyczna) powstała na zamówienie Teatru Wielkiego, wieńcząc Rok Chopinowski, będzie miała Premierę z "Expressem".

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Kochankowie z klasztoru Valldemosa" w Teatrze Wielkim w Łodzi - Łódź Nasze Miasto

Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto