Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"O młodości mógłbym opowiadać godzinami! Było wiele pięknych przeżyć..." - mówi Tadeusz Juszczyk z Pucka, który skończył 100 lat! [zdjęcia]

Magdalena Kupska
Magdalena Kupska
Pan Tadeusz Juszczyk
Pan Tadeusz Juszczyk Magdalena Kupska
- Jedną rzeczą jest przeżyć 100 lat. Zatańczyć walczyka na imprezie urodzinowej w tym wieku- to już jest rzeczą wielką– mówił po uroczystej mszy świętej w intencji dostojnego Jubilata ks. Piotr Pastewski, proboszcz w puckiej Parafii pw. Świętej Faustyny Kowalskiej. 100-latek z Pucka dba o kondycję. Codziennie rano uprawia gimnastykę i jeździ na rowerku stacjonarnym. Tadeusz Juszczyk mieszka w Pucku od 1992 roku. Zanim na stałe osiedlił się w miasteczku nad Zatoką Pucką, przeżył okres po I wojnie światowej, II wojnę światową i okupację. Ma 3 dzieci, 9 wnuków oraz 12 prawnuków.

Najpiękniejsze wspomnienie z młodości?

– Na temat młodości mógłbym opowiadać mnóstwo – wspomina Pan Juszczyk. Było wiele pięknych przeżyć. Maj był wyjątkowy. Organizowaliśmy ogniska. Nie było kiełbasy ani ziemniaków. Za to ryb w jeziorze było w bród. I tak siedzieliśmy przy ognisku, z rybami nadzianymi na patyki i śpiewaliśmy. To były wspaniałe majowe wieczory i noce. Można było spać pod gołym niebem.

Dzieciństwo w Zagłębiu Dąbrowskim

Tadeusz Juszczyk urodził się 18.01.1919 r. Pierwsze 14 lat życia spędził w Zagłębiu Dąbrowskim. Ojciec był górnikiem w Kopalni Kazimierz. Mama prowadziła dom, żony górników nie pracowały. Miał troje rodzeństwa: siostry Julię i Irenę oraz brata Jerzego. Jedna z sióstr nie przeżyła wojny.

– W czasie kiedy chodziłem do szkoły podstawowej, razem ze mną do klasy chodzili dużo starsi dorośli- wspomina dostojny Jubilat. Nie umieli oni pisać, czytać, liczyć, a często mówić po polsku. Po III klasie szkoły podstawowej edukacja była płatna. Ojciec był wówczas dozorcą w kopalni więc posłał mnie dalej do szkoły. Ojciec zarządzał w tym okresie 36-50 górnikami. 2 razy byłem na dole w kopalni. Tam nie było świata. Konie ciągnęły wózki i tylko praca ręczna górników kilofami, żadnych maszyn. Konie po 5-6 latach były szybem wwożone na górę i szły do ubojni. Ojciec przeżył wiele katastrof w tym jedną bardzo dramatyczną. Został zasypany w kopalni razem z wieloma innymi górnikami. Był jednym z 4, którzy przeżyli tę katastrofę. Tatę wyciągnęli na końcu. Pamiętam dobrze ten pogrzeb- 34 trumny.

Zbliżał się kryzys ekonomiczny. Ani jedna kopalnia nie była państwowa. Wszystko było w rękach Niemców i Francuzów. Na Śląsku ojciec Pana Juszczyka bardzo dobrze zarabiał. – Należy jednak podkreślić, że to co dziś jemy na co dzień, tego po I wojnie nie mieliśmy nawet na święta – opowiada Pn Juszczyk.

Kopalnie zamykali masowo zwalniając ludzi i pozostawiając ich z niczym. Górnicy organizowali więc pomoc. Każdy górnik wpłacał na „Kasę bratnią”. Oddawali 10-15% zarobków. W tym trudnym czasie górnicy ratowali się wydobyciem węgla, który w tym rejonie był dostępny metr pod ziemią. (Zagłębie Dąbrowskie) Jak ich przepędzono,to w domach zrywali podłogi i kopali ten metr w głąb ziemi, żeby wydobyć węgiel.

– Grałem na wszystkich instrumentach. Górnicy pozbawieni pracy mieli sporo czasu i bardzo lubili bawić się z naszym zespołem- mówi Pan Tadeusz. Mama bardzo prosiła tatę żeby skończył pracę w kopalni, przekonywała go, że życie jest najważniejsze. Przeprowadziliśmy się do Buska- Zdroju. Tam nie było przemysłu, tylko rola.

Gdy nasz bohater skończył szkołę podstawową rodzina wyjechała do Czeladzia. – Tam postawiliśmy dom, małą oborę i stajnię.Razem 1,5 ha ziemi. Te 3 morgi rozrzucone były po rozległym terenie na małe kawałki ziemi. Rodzice sprzedali wszystko i wyjechaliśmy do powiatu bydgoskiego do brata mamy.

– Dużo grałem i śpiewałem w tym okresie. Zainteresował się mną leśniczy i założyłem zespół muzyczny. Graliśmy dla młodzieży. To było hobby. Ogniska, ryby pieczone na kijkach i piosenki. To był cudowny gorący maj. Razem odśpiewywaliśmy Majowe pod kapliczkami. Potem nikt nie chciał wracać do domu. Siedzieliśmy przy ognisku i śpiewaliśmy.

Jubilat miał już wówczas ukończoną podstawówkę. – Z latarnią szukać tego kto w tamtych czasach miał skończoną szkołę podstawową – podkreśla Pan Juszczyk. Ksiądz proboszcz poprosił mnie żebym prowadził Związek Eucharystyczny i się zgodziłem. Bardzo dobrze się rozwijał, do wspólnoty należało wówczas kilkadziesiąt osób.

Jak smakują łzy

– Pracowałem fizycznie u gospodarzy. Kiedy wróciłem do domu, zobaczyłem zupę z mąki i wody ugotowaną przez rodzeństwo. Nie było jedzenia dla wszystkich. Mówiłem w domu, że już jadłem, żeby pozostali mogli zjeść. Latem często żywiłem się ziarnami zbóż zerwanymi z pola. Często zasypiałem głodny .

Pan Juszczyk bardzo chciał mieć zawód. – Za naukę płaciło się 15 zł/ miesiąc, czyli tyle co zarabiał miesięcznie fornal w PGR. To było niemożliwe do opłacenia. Ksiądz, który był w Radzie Nadzorczej w Mleczarni, zaproponował żebym się u niego uczył. Hrabina Potulnicka postawiła tam mleczarnię, cegielnię i gorzelnię- w Teresinie, w powiecie bydgoskim – opowiada Pan Juszczyk.

– Ksiądz napisał list do Przewodniczącego Rady Spółdzielni Mleczarskiej. Kierownik mleczarni powiedział mi jednak, że nie mam szans. Synowie paniczów byli już zapisani, nie ma miejsca dla biedoty. Ale pokazałem list polecający od księdza proboszcza Jacheckiego. To był list do Przewodniczącego Rady Mleczarskiej. Pieszo poszedłem więc do Przewodniczącego. Zapytał mnie: To ty robiłeś te Dożynki Wojewódzkie? A zatem dobrze, przyjmuję pod warunkiem, że zrobisz u mnie takie dożynki. Odpowiedziałem, że wykonam to z dziką rozkoszą. Zaznaczyłem, że muszę mieć podpis na liście dla kierownika i podpisał. A kierownik stwierdził, że się w czepku urodziłem– wspomina nasz rozmówca.

Praca w mleczarni

– Kierownik inwestował we mnie. Włożył we mnie ogromną pracę i przekazał całą swoją wiedzę. Bardzo dużo się od niego nauczyłem m.in. obsługi maszyn produkcyjnych. Zdałem też w Toruniu egzamin na czeladnika. W 1937 roku kierownik dostał powołanie do wojska w związku z mobilizacją polskich sił zbrojnych. Do wojny 1939 roku prowadziłem mleczarnię sam. 1.09.1939 r. poszedłem jak co dzień rano produkować masło. Nagle wbiegł kolega i woła: wojna! Słyszałem bombardowanie. Wsiadłem na rower i pognałem do domu, ale rodzice już uciekli. W Samsiecznie widziałem jak wóz najechał na minę. To było straszne przeżycie. Nie wiedziałem co robić. Wróciłem do mleczarni i też już nikogo nie było.

Nad Kanałem Bydgoskim leciała eskadra samolotów. Ludzie wołali, że to nasi z pomocą, ale to były niemieckie samoloty. Zaczęły się bombardowania. Wszystko roztrzaskane. Dostałem wezwanie do wojska i stawiłem się w Bydgoszczy.

II Wojna światowa

Gdy wybuchła wojna Tadeusz Juszczyk miał 20 lat. – Broniliśmy Bydgoszczy na moście: to była „krwawa niedziela”. Nie mieliśmy mundurów. Ruszyliśmy w kierunku Warszawy. Doszliśmy do Brzozy i nastąpiło aresztowanie. Powrót do Bydgoszczy. Było nas ok. 20. Zabrali nas pod kościółek. Ksiądz odprawiał mszę. Spisali nas według list. W całej Bydgoszczy nie było okna bez czerwonej płachty ze swastyką. Podjechał Wojewoda Bydgoski ds. Rolniczych. Wziął listę. Zobaczył moje imię i nazwisko i kazał z nim iść. Uścisnąłem rękę kolegi myśląc, że mnie pierwszego rozstrzelają. Uszliśmy 60 m. W tym momencie rozstrzelali wszystkich oprócz mnie. Nie wiem nawet jak to opowiedzieć... Niemiec powiedział do mnie: Nie poznajesz mnie? Okazało się, że to był Pan Kolander. Mieszkał obok kościoła i dostarczał mleko do mleczarni. Kazał mi wrócić do domu i powiedział jakich dróg unikać. Przeszukali cały rodzinny dom i podwórze. Wreszcie i tak mnie jednak aresztowali w niedługim czasie i przenieśli do obozu Stutthoff- oddział Potulice. Pracowałem w obozie na drodze z Potulic do Nakła. Miejscowość przy Paterku. Jedzenia nie dostawaliśmy. Przeżyłem tylko dlatego, że długo tam nie byłem.

Rozkaz uruchomienia mleczarni

Pewnego dnia zawieźli pana Juszczyka do mleczarni i Niemiec zażądał uruchomienia zakładu.

– Jak tego nie zrobisz to cię zastrzelę, mówił do mnie mierząc karabinem. Postawiłem więc mleczarnię na nogi. Produkcja ruszyła w styczniu 1940 roku. Całą wojnę tam pracowałem. Wojsko przyjeżdżało po masło, sery i mleko. Serwatka i maślanka to był w tamtych czasach luksus. Mogłem dzięki temu pomóc ludziom. Niemcy mnie z tego nie byli w stanie rozliczyć. Rolnicy potrzebowali mleka. Bogacze mieli krowy, ale nie biedny rolnik. Ludzie mnie lubili, bo im pomagałem jak mogłem.

Końcówka wojny to czas wkroczenia Armii Czerwonej. – Zostałem wcielony do Armii Rosyjskiej i tam miałem produkować żywność w mleczarni. Rosjanie chcieli mnie wziąć na front, ale pogroził im placem Czekista, rosyjski kapitan wojenny. I wróciłem do mleczarni. Wojsko rosyjskie ruszyło na Kołobrzeg.

Losy powojenne

Potem przyszło Wojsko Polskie i aprowizacja. Pan Tadeusz zaopatrywał Wojsko Polskie w żywność. Pracując tam dostał rozkaz wyjazdu do Gdańska. Nie mógł się z nikim pożegnać. Zabrał się z wojskiem samochodem. W kwietniu 1945 roku dostał pismo o przeniesieniu do Lęborka, w powiecie słupskim. Tam miał uruchomić produkcję mleka i żywności dla żołnierzy. Został pełnomocnikiem na PGR. Jeden majątek w pow. lęborskim był Polski. (blisko Łeby). Był tam mały szpitalik i żołnierze. Po II wojnie światowej uruchomił też zakład mleczarski w Białogardzie. Potem dostał przeniesienie do Łabienia. Tam Pan Juszczyk był kancelistą, zajmował się ewidencją żołnierzy i cywilów wracających z wojny, lokowaniem ich. Współpracował z Sołectwami. Kaszubi pomagali weteranom. Byli wśród nich żołnierze, którzy walczyli w Powstaniu Warszawskim.

Ślub

W 1946 roku Pan Juszczyk założył rodzinę. Stefanię poznał w obozie Stutthof w 1943 roku. – Żona chodziła do gimnazjum w Tucholi. Cała jej rodzina trafiła do obozu w Potulicach. W Łabieniu byłem urzędnikiem stanu cywilnego.

Byłem bezpartyjny, ale wysłali mnie na szkolenie, z którego po powrocie otrzymałem taki zapis do akt: zatrudnienie na wszystkie stanowiska kierownicze samodzielne. W 1952 przenieśli mnie do Malborka i kolejne stanowisko: Prezes Związku Samopomocy Chłopskiej. Chcieli ze mnie zrobić nawet sekretarza, a ja prosiłem o zwolnienie. W końcu otrzymałem skierowanie do Bydgoszczy i pracowałem w Zjednoczeniu Przemysłu Mleczarskiego Bydgoszcz. Ciągle byłem w rozjazdach. A bardzo chciałem mieszkać z rodziną i wrócić do zawodu. W 1956 roku pracowałem w zawodzie w Zakładzie Mleczarskim w Kwidzynie.

Tadeusz Juszczyk z zawodu jest technologiem przemysłu mleczarskiego, specjalizacja- serowarstwo.Produkował najlepsze sery w kraju, wyróżnione w 1952 i 1956 na arenie międzynarodowej.

Dostojnemu Jubilatowi życzymy tak wspaniałej kondycji, zdrowia oraz uśmiechu na każdy nadchodzący dzień!

ZOBACZ TEŻ:

Dzień Babci i Dziadka połączony z Dniem Seniora w Wiejskim Klubie Kultury w Sławutowie. Muzyka na żywo, tańce, występ kabaretu Pùrtcë.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na puck.naszemiasto.pl Nasze Miasto