Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Po co dzieci mają ćwiczyć? A może niech sobie tak siedzą?

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
Lekcja WF w jednej z polskich szkół. Szkolna dawka aktywności fizycznej to jednak za mało, by poprawić poziom ogólnej sprawności młodego pokolenia
Lekcja WF w jednej z polskich szkół. Szkolna dawka aktywności fizycznej to jednak za mało, by poprawić poziom ogólnej sprawności młodego pokolenia fot. Piotr Krzyżanowski
Kondycja dzieci i młodzieży jest gorsza niż w latach 70. - wynika z badań Narodowego Centrum Badania Kondycji Fizycznej. Dzieci są fajtłapami na bieżni, a brylują w świecie cyfrowym. Niby nic w tym dziwnego, ale przecież mamy modę na fitness, sport w Polsce uprawia dwa razy więcej osób niż 30 lat temu.

Jeśli chodzi o sprawność fizyczną dzieci i młodzieży, to jest źle, a może nawet bardzo źle. Narodowe Centrum Badania Kondycji Fizycznej od lat cyklicznie bada dzieci stosując te same mierniki. I tak, w 1979 r. chłopcy w wieku 7 lat w skoku w dal osiągali średni wyniki 130 cm. Trzydzieści lat później ledwo skoczyli 110 cm. Fatalnie wypadają też w bieganiu. Na dystansie 600 metrów, przeciętny 7-letni chłopiec uzyskuje czas gorszy o 39 sekund niż w latach siedemdziesiątych. Dziewczynkom bieganie wychodzi jeszcze gorzej - na wskazanym dystansie są one wolniejsze o 43 sekundy. Test Coopera, który polega na nieprzerwanym 12-minutowym biegu, pokazał, że kiedyś 7-latek potrafił przebiec w tym czasie 1811 metrów, a teraz o prawie 300 metrów mniej. Dzieci słabo, żeby nie powiedzieć tragicznie, wypadają w zwisie. Wiszenie na drążku to również jeden ze sposobów badania kondycji dzieci. W 1979 r. chłopiec w wieku 10 lat utrzymywał się, wisząc, 23-25 sekund. W 1999 r. było to 15 sekund, a w 2009 r. - 12 sekund. Badania sprzed trzech lat mówią już jedynie o 8 sekundach.

Ktoś może powiedzieć, że w dobie smartfonów i gier komputerowych, gorsze wyniki nie powinny dziwić. Tak, choć z drugiej strony, dzieci mają dziś dużo lepsze warunki do rozwoju fizycznego. W czasie komuny dzieci mogły jedynie pomarzyć o sprzęcie sportowym. Kto na boisku w latach 70. miał piłkę albo rower, ten rządził. Nie mówiąc już o dostępie do profesjonalnej infrastruktury - boiskach, basenach, salach gimnastycznych czy siłowniach. Jeśli dzieci chciały pograć w piłkę przed blokiem, konstruowały bramkę z czego się dało albo wyznaczały ją układając dwa tornistry. Czy dziś ktoś widział taką bramkę i grające dzieci?

- Kilkadziesiąt lat temu opieka medyczna i warunki higieniczne były znacznie gorsze. W wielu domach brakowało łazienki czy toalety. Mimo tych wszystkich niedogodności, dzieci były sprawniejsze. Dziś dzieci mają warunki do rozwoju sprawności fizycznej, ale niweczy je styl życia polegający na wielogodzinnym siedzeniu przed komputerem lub ze smartfonem w ręku. Dzieci już nawet niewiele chodzą. Tylko są dowożone autami przez rodziców. Oczywiście trudno się temu dziwić, gdy co chwila słyszmy o potrąceniach pieszych. Ale z drugiej strony, to fatalna praktyka, która negatywnie wpływa na kondycję fizyczną dzieci - mówił nam w rozmowie dr Janusz Dobosz z Narodowego Centrum Badania Kondycji Fizycznej.

Coś z tą erą fitness jest nie tak

Rodzice, to prawda, wożą dzieci autami, ale również na zajęcia sportowe. Sami zaś chodzą na siłownię, fitness czy jogę, bo w modzie jest bycie szczupłym i smukłym. W miastach przybywa imprez dla biegaczy. W dobrym tonie jest pochwalić się w mediach społecznościowych liczbą pokonanych kilometrów i zilustrować to odpowiednią mapką. Nawet w małych miejscowościach organizowane są maratony, wyścigi rowerowe czy zawody triathlonowe. Co roku powiększa się rzesza osób uprawiających morsowanie. A dla niektórych zimowe ferie bez wypadu na narty w góry, to nie ferie. Z badań wynika wręcz, że dziś sport uprawia dwa razy więcej osób niż 20-30 lat temu. Jak to możliwe, że gdy cała Polska biega, dzieci i ich rodzice ledwo się ruszają? Co z tą erą fitness jest nie tak?

- Sportu jest za mało. W porównaniu do tego, ile siedzimy, ruszamy się zdecydowanie za mało. W pracy potrafimy siedzieć po kilkanaście godzin dziennie, a ćwiczyć co najwyżej godzinę albo i mniej. Poza tym, mimo wrażenia, że współcześnie tak wielu ludzi rusza się, w rzeczywistości tylko niewielki procent ogółu obywateli rzeczywiście bierze udział systematycznie w aktywnościach fizycznych - uważa dr Janusz Dobosz.

Badania pokazują coś jeszcze. Wraz z poprawą warunków życia, mamy lepszą możliwość wykorzystania potencjału genetycznego, z którym się rodzimy. Dzieci są coraz wyższe, wcześniej osiągają dojrzałość płciową. Mogłyby być sprawniejsze fizycznie niż wiele lat temu. Ale obecne warunki życia nie wymuszają aktywności fizycznej. Niewiele trzeba robić ze swoim ciałem, żeby funkcjonować.

- Człowiek, jako organizm, przez tysiące lat przygotowywał się do tego, żeby fizycznie znaleźć swoje miejsce w systemie. Kiedyś człowiek musiał się ciężko napracować, żeby przetrwać. W ostatnich latach cały ten biologiczny potencjał, który się ukształtował, przestał być mu potrzebny, ludzie przestali z niego korzystać. Właściwie przestaliśmy być przystosowani do warunków, w jakich teraz żyjemy. Fatalnie jest z naszą kondycją fizyczną, za to rozwijają się umiejętności związane np. z informatyzacją - twierdzi dr Janusz Dobosz.

Niszczycielski bezruch

Tylko co czwarte dziecko w Polsce spełnia minimalne zalecenia WHO dotyczące aktywności fizycznej, ćwicząc co najmniej godzinę dziennie. A może tyle wystarczy? Może lepiej postawić na szeroki rozwój kompetencji cyfrowych? Po co kazać dzieciom ćwiczyć? Może niech już tak siedzą przed komputerami? Dr Janusz Dobosz nie ma wątpliwości - brak ruchu skutkuje tym, że właściwie wszystkie układy organizmu szwankują. Na dokładkę wylicza: aktywność fizyczna wpływa na sprawność i rozwój układu mięśniowego, kostnego, zwiększenie mineralizacji kości, lepiej działają nam stawy i mamy mniejsze problemy z osteoporozą na starość.

Regularne ćwiczenia pobudzają rozwój układu krążenia i oddechowego, wzmagają też aktywność układu odporności. Brak ruchu u dzieci powoduje same problemy w wieku dorosłym. Dzieci, które regularnie ćwiczą są bardziej pogodne, lepiej radzą sobie z trudnościami, a przede wszystkim ze stresem. Co ważne, w mniejszym stopniu są zagrożone depresją. I to też jest uwarunkowane genetycznie. Chodzi o to, że człowiek, żeby motywować swój organizm do wysiłku, wytworzył mechanizm zadowolenia. Gdy biega lub pracuje fizycznie, uwalniają się endorfiny i pomimo zmęczenia, czuje zadowolenie i satysfakcję.

- Odkąd ruszamy się mniej, zabrakło nam hormonów szczęścia, częściej popadamy w melancholię, depresję i inne negatywne stany psychiczne. Bez ruchu pojawiają się zaburzenia rozwoju motorycznego, społecznego i psychicznego człowieka - dodaje naukowiec.

Aktywność fizyczna poprawia też zdolność uczenia się i wpływa pozytywnie na kompetencje społeczne. Na przykład gry zespołowe sprawiają, że dziecko lepiej funkcjonuje w grupie i łatwiej podejmuje decyzje. Spadek sprawności fizycznej dzieci może przyczynić się do gorszej produktywności w pracy, gdy będą one dorosłe. A to dlatego, że zmęczenie u osób mniej wysportowanych występuje szybciej i w większym natężeniu. Poza tym, aktywność fizyczna pozwala utrzymać właściwą wagę ciała. A dziś co trzeci ośmiolatek w Polsce ma nadwagę, co dziesiąty zmaga się z otyłością i również co dziesiąty ma nadciśnienie tętnicze.

W kółko fikołki

Historia badań sprawnościowych ma rodowód przedwojenny. Już marszałek Józef Piłsudski uważał, że wychowanie fizyczne dzieci musi przebiegać równolegle do nauki innych przedmiotów. Piłsudski uruchomił szereg działań w ramach Państwowej Rady Wychowania Fizycznego i promował ideę diagnozy sprawności fizycznej dzieci w Polsce, którą naukowcy kierują się i dziś. Pierwsze badania przeprowadził w 1932 r. słynny prof. Jan Mydlarski. W 1979 r. wykonał je prof. Roman Trześniowski i to one są miarodajnym punktem odniesienia dla dzisiejszych analiz. Bez wątpienia ważną częścią kształcenia dzieci i młodzieży jest wychowanie fizyczne. Tymczasem, według Ministerstwa Sportu i Turystyki, ponad 30 proc. dzieci w Polsce nie ćwiczy na WF-ie z powodu zwolnienia lekarskiego, a 75 proc. regularnie opuszcza zajęcia na podstawie jednorazowych usprawiedliwień od rodziców.

- Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jednym z problemów w polskich szkołach są zwolnienia lekarskie z wychowania fizycznego - mówił niedawno minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek.

Resort sportu zaproponował nawet, że długoterminowe zwolnienie z WF będą respektowane w szkole tylko wówczas, gdy wystawi je lekarz specjalista (dziś uczeń może być zwolniony z lekcji lub niektórych ćwiczeń w dłuższym okresie czasu na podstawie opinii lekarza podstawowej opieki zdrowotnej). Bardziej restrykcyjny przepis, jak dotąd, nie został przyjęty. Oprócz rzeczywistych problemów ze zdrowiem, problem jest to, że część uczniów nie chce ćwiczyć. Uczniowie narzekają, że WF jest nudny, sztampowy, polega np. na wykonywaniu przewrotów przez całą lekcję.

- Uczniowie, którzy lubią sport, czasem tłumaczą, że wolą zapisać się na zajęcia, które sprawiają im satysfakcję np. na lekcje sztuki walki lub taniec nowoczesny. Nie chcą w kółko robić fikołków. Co tu kryć, wiele zależy też od nauczycieli, ich podejścia, pasji - twierdzi Joanna Muchowska, wuefistka i psycholog społeczny, autorka bloga promującego zdrowy styl życia.

Cherlawe fajtłapy

Są i takie opinie, że wychowanie fizyczne nie jest tak ważne jak inne lekcje i szkoda na nie czasu. WF to nie matematyka albo język angielski - mówią niektórzy uczniowie. I niestety bywa, że rodzice podzielają to zdanie. Ale sprawa może być bardziej złożona i zahaczać o psychologię.

- Niska aktywność fizyczna w życiu codziennym powoduje, że dzieci, a głównie nastolatki, niechętnie chodzą na lekcje wychowania fizycznego. Boją się rywalizacji sportowej i tego, że nie zrobią jakiegoś ćwiczenia np. stania na rękach. Zamiast podjąć próby wykonania zadania, wolą zrezygnować z całej lekcji. A to, że się jest cherlawą fajtłapą lub że się biega ślamazarnie, dla nastolatków może być prawdą bolesną. Szczególnie, gdy inni tę prawdę zauważą i wytkną w mediach społecznościowych - dodaje Joanna Muchowska.

W grę może też wchodzić „aspekt kosmetyczny”:
- Dziewczyny, które mają po kilkanaście lat, malują się i mają zrobione paznokcie. Jak grać w siatkówkę z doklejonymi tipsami? - dodaje wuefistka.

Zmiany dotyczące kondycji fizycznej dzieci, jakie obserwujemy w Polsce, nie różnią się znacząco od tych, które dotykają większość świata. Choć sytuacja nie naprawa optymizmem, to jednak nie brakuje ciekawych inicjatyw promujących zdrowy styl życia. Na przykład działają przedszkola, w których kładziony jest nacisk na sprawność ruchową lub które specjalizują się w wybranej dziedzinie sportu. Naukowcy mówią, że to dobry kierunek, ale powinien mieć szerszy charakter. Badania wśród uczniów, którzy uczestniczyli w szkolnych klubach sportowych, wykazały, że dzieci odzyskały 43 proc. sprawności fizycznej, którą w ciągu dekady w latach 1999-2009 stracili ich rówieśnicy.

- Gdyby na szeroką skalę wprowadzić zajęcia SKS, to być może negatywną tendencję można by było przynajmniej zatrzymać. Na te zajęcia musiałby chodzić wszystkie dzieci, a nie garstka. Konieczne byłyby działania systemowe. Cały czas problemem jest to, że tego ruchu dzieci mają za mało. Tego braku nie zrekompensuje pilotaż czy jakiś pojedynczy, wycinkowy program, choć oczywiście dobrze, że takie inicjatywy się pojawiają. Jeśli negatywna tendencja się utrzyma, to 60 proc. dzieci w naszym kraju może mieć bardzo słabą sprawność fizyczną i kłopoty ze zdrowiem w dorosłym życiu - stwierdził dr Janusz Dobosz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Po co dzieci mają ćwiczyć? A może niech sobie tak siedzą? - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto