Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podpalacz straszy w gminie Rusiec. Sprawę serii podpaleń prowadzi policja

Grzegorz Maliszewski
Józef Szczepanik pokazuje, że z budynku gospodarczego na zapleczu plebani niewiele udało się uratować
Józef Szczepanik pokazuje, że z budynku gospodarczego na zapleczu plebani niewiele udało się uratować Grzegorz Maliszewski
W Ruścu nieznana osoba podkłada ogień pod budynki. Mieszkańcy drżą o swój dobytek i bezpieczeństwo. Śledztwo w sprawie pożarów prowadzi policja.

Na mieszkańców gminy Rusiec padł blady strach. Od kilku tygodni po Ruścu i okolicznych wioskach grasuje podpalacz - piroman. Tak twierdzą przynajmniej mieszkańcy, bo policji nikogo nie udało się jeszcze złapać, a z zebranych dowodów nie można wywnioskować, aby dokonywała tego jedna osoba. Mieszkańcy niewielkiej miejscowości takich wątpliwości nie mają, a kolejne płonące budynki tylko utwierdzają ich w tym przekonaniu. Teorii na temat potencjalnego podpalacza jest jednak tyle ilu mieszkańców Ruśca.

- Może grupa dzieciaków znalazła sobie zabawę i tak podpalają kolejne, puste budynki, boję się, że może skończyć się to jakąś tragedią - mówi pani Jadwiga, mieszkanka Ruśca. - Ludzie gadają między sobą, snują domysły, kto to może być. Może jakiś strażak, który znalazł sobie takie dziwne hobby. Mam nadzieję, że jednak nie, bo to byłoby już jednak za wiele - reflektuje się po dłuższej chwili zastanowienia.

Seria podpaleń

Seria podpaleń w Ruścu rozpoczęła się pod koniec kwietnia. Podpalający kierował się prostą zasadą. Wybierał budynki nierzucające się nikomu w oczy. Stojące na uboczu lub z tyłu zabudowań. Jak opowiadają mieszkańcy, zazwyczaj do podpaleń dochodziło przed zmierzchem lub nawet już pod osłoną nocy. Niemal doszczętnie spłonął budynek gospodarczy na placu kościelnym, położonym na tyłach plebanii w Ruścu. Kolejnego dnia w pobliskiej cegielni spłonęła szopa. W majowe niedzielne przedpołudnie podpalono z kolei w Wincentowie opuszczony budynek inwentaryzacyjno-gospodarczy.

Jednak prawdziwy strach w oczy zajrzał strażakom ochotnikom, gdy ogień zajął budynek gospodarczy przy jednym z domostw leżącym w pobliżu ulicy Koniecpolskiego. W środku oprócz maszyn rolniczych stały beczki z ropą. W sumie 600 litrów. Na całe szczęście strażacy i wozy strażackie do przejechania miały niewiele, bo zaledwie... kilkadziesiąt metrów. Siedzibę mieli po drugiej strony ulicy.

- Gdyby ta ropa się zajęła, to nawet nie chcę myśleć, co by się działo - zaczyna opowiadać Józef Szczepanik, prezes zarządu Ochotniczej Straży Pożarnej w Ruścu. - Na całe szczęście druhowie wpadli do budynku i wypchnęli beczki z ropą i ciągnik.

- Wiele ryzykował ten podpalacz, aby podkładać ogień pod budynek pod samym nosem strażaków i w pobliżu siedziby policji. Albo taki odważny, albo raczej taki głupi - kręci głową pan Henryk, jeden z mieszkańców.

Kiedy pytamy starszego mężczyznę, jednego z właścicieli gospodarstwa, o pożar i zniszczony budynek, nie chce rozmawiać.
- A dajcie mi święty spokój, złapalibyście tego, który to zrobił. Ruina została z budynku, o czym tu jeszcze gadać - krzyczy starszy mężczyzna w sile wieku.

Podobne nastroje panują w całym Ruścu. Mieszkańcy mają już dosyć kolejnych podpaleń. Są już tym wszystkim zmęczeni, ale też nie na żarty wystraszeni.
- Rolnicy powypychali maszyny rolnicze z garaży na podwórka, bo boją się o swój majątek, ale także o swoich najbliższych - mówi pan Henryk. - Ludzie, gdy zbliża się tylko wieczór, wyglądają przez okna, czy aby nie zajęła się ogniem stodoła lub obora. Jak długo w takiej niepewności i strachu można tak żyć? - pyta mężczyzna.

Strażacy mają dużo pracy

Niestety, codziennie pełne ręce roboty mają strażacy.
- Za dużo tych podpaleń, kilka razy dziennie wyjeżdżamy...- Za dużo tych podpaleń, kilka razy dziennie wyjeżdżamy, bo oprócz budynków, podpalane są trawy i las. Według mnie grasuje po gminie podpalacz, bo taki ciąg zdarzeń to nie może być przypadek - mówi Józef Szczepanik. - Pilnujemy gospodarstw, tak samo każemy postępować mieszkańcom, trzeba mieć oczy dookoła głowy i być czujnym, to może podpalacza uda się nam złapać.

Wojciech Maciejewski, rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Bełchatowie, przyznaje, że w porównaniu do innych gmin interwencji strażaków w gminie Rusiec było najwięcej. Tylko w ostatnim miesiącu druhowie gasili różnego rodzaju pożary na jej terenie w sumie aż 29 razy.

- Taka liczba interwencji na jedną gminę to jest naprawdę sporo. Przy czterech zdarzeniach były do podpalenia budynków niezamieszkałych przez ludzi - mówi Wojciech Maciejewski. - Pozostałe zdarzenia to są podpalenia, przede wszystkim suchych traw. Być może jest to działalność tego samego człowieka, ale nikt nikogo nie złapał za rękę i trudno snuć tutaj jakiekolwiek domysły - dodaje.

Dariusz Woźniak, wójt gminy Rusiec, obawia się jednak najgorszego.
- Póki co podpalane są budynki niezamieszkałe. Obawiamy się, że z czasem podpalacz zabierze się za budowle, w których mieszkają ludzie. I wtedy naprawdę może dojść do jakiejś tragedii - mówi wójt Dariusz Woźniak. - Staramy się uczulać ludzi, aby zwracali uwagę na obce osoby dziwnie się zachowujące czy nieznane samochody. Jednak, niestety, jest tak, jak mówi jedno przysłowie, że to złodziej pilnuje człowieka, a nie człowiek złodzieja.

Podpalacze?

Jednak według niektórych mieszkańców, podobno widziano osoby, które mogły stać za podpaleniami. W Wincentowie, gdzie do pożaru doszło na początku maja, jedna z mieszkanek miała widzieć w oddali, jak mężczyzna w skodzie przyglądał się, jak zajmuje się ogniem podpalony budynek. Zanim jednak zdołała kogokolwiek zawiadomić, auto zniknęło z horyzontu.

- Apeluję do wszystkich mieszkańców, aby zachowali szczególną ostrożność, bo to nie są żarty. Ten podpalacz to jest chory człowiek - mówi wójt Dariusz Woźniak.
Sprawą podpaleń zajęła się policja. Jednak szczegółów prowadzonego śledztwa, póki co, nie chce zdradzać.

- Wyjaśniamy okoliczności zdarzeń w tej sprawie, w tej chwili nie mamy żadnych dowodów potwierdzających tezę, aby podpaleń dokonywała jedna osoba - mówi Sławomir Szymański, rzecznik bełchatowskiej policji.

Jak podkreśla rzecznik, funkcjonariusze cały czas poszukują ewentualnych sprawców.

Śmietniki też

W ubiegłym roku podpalacz-piroman krążył także po Bełchatowie. Za cel obrał sobie... osiedlowe śmietniki. Kosze na śmieci płonęły niemalże na każdym bełchatowskim osiedlu, a przerażeni mieszkańcy w pośpiechu i przerażeniu przestawiali samochody zaparkowane na parkingach w pobliżu śmietników. W ciągu kilku miesięcy spłonęło w sumie kilkadziesiąt pojemników na śmieci.

Firma Eko-Region, odpowiadająca za wywóz śmieci w mieście, straty wyceniła wówczas na kilkanaście tysięcy złotych. Do tej pory odpowiedzialnego za podpalenia piromana nie udało się złapać.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto