Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przez żołądek do serca, a może bardziej przez serce do żołądka. Why not Gdańsk, czyli jak zakochać się nie tylko w Gdańsku

Maja Czech
Maja Czech
Przez żołądek do serca, a może bardziej przez serce do żołądka. Why not Gdańsk, czyli jak zakochać się nie tylko w Gdańsku
Przez żołądek do serca, a może bardziej przez serce do żołądka. Why not Gdańsk, czyli jak zakochać się nie tylko w Gdańsku Why not Gdańsk / Instagram
Gdańsk był ich miłością od pierwszego wejrzenia. Ewa i Sebastian wpadali tu na chwilę, na weekendy, na randki i wracali do siebie. W końcu stwierdzili, że zostaną na dłużej. Jak powiedzieli tak zrobili, a przy okazji założyli też konto na IG @whynotgdansk. Zdjęcia restauracji i ciekawych miejscówek szybko stały się ich symbolem. Dziś są jednym z najbardziej rozpoznawalnych duetów jedzeniowych w Trójmieście.

Zdjęcia na waszym profilu robią wrażenie. Czy macie jakieś doświadczenie związane z fotografią?

Ewa: - Nie, to wszystko wychodzi z pasji. Nie mamy żadnych profesjonalnych sprzętów. Pewnego razu po prostu chwyciliśmy telefon w dłoń i wyszliśmy pospacerować po Gdańsku. Kadry wychodziły naszym zdaniem ładnie, więc postanowiliśmy je udostępnić w sieci i... poszło.

Jak szybko zaczęliście gromadzić widzów na swoim profilu?

Ewa: - Cóż, w jednej chwili założyliśmy konto i właściwie od razu zaczęły przybywać obserwacje, czego się kompletnie nie spodziewaliśmy. Myśleliśmy, że zebranie publiki na Instagramie będzie bardzo trudne, ale też nie skupialiśmy się na tym, nie naciskaliśmy.

Sebastian: - Chodziło bardziej o to, że szkoda nam było trzymać tak ładne zdjęcia w telefonie (śmiech). Chcieliśmy tylko podzielić się z innymi tym, jak piękny jest Gdańsk i co można tu zobaczyć. A konto rozwijało się samo...

Częścią waszej pracy jest testowanie gdańskiej gastronomii. Jak oceniacie jej rozwój na przestrzeni lat?

Ewa: - Kiedy się tu przeprowadziliśmy, był początek pandemii i, niestety, do czasu jej zakończenia wiele miejsc po prostu nie wytrzymało. Byliśmy świadkami wielu zamknięć, co było bardzo przykre. Mamy wrażenie, że dopiero teraz wszystko się odradza i powstają nowe miejsca. I całe szczęście jest ich coraz więcej!

Sebastian: - Wspieramy również te restauracje, które się utrzymały, bo naprawdę dają z siebie wszystko, co widać przede wszystkim na talerzu, ale nie tylko. Wnętrza tych miejsc również robią ogromne wrażenie. Sądzę, że coraz więcej restauracji zwraca uwagę na swoją przestrzeń.

Jakie miejsca w Gdańsku polecilibyście na dzień dzisiejszy?

Ewa: - Z miejsc śniadaniowych ostatnio zachwycił nas Balans – kawa speciality i bajgle.

Sebastian: - Mimoza – takiego jajka po benedyktyńsku nie ma nigdzie. Jeśli chodzi o obiady to zależy, jaką kuchnię się preferuje. My uwielbiamy kuchnię grecką i często odwiedzamy Mykonos. Motlava i Zielone Drzwi to doskonała kuchnia Polska, a w Rybakówce zjemy najlepszą rybę.

Ewa: - Ostatnio znaleźliśmy urocze miejsce przy Motławie. Można się tam napić prosecco i zjeść kawał dobrego ciacha. Ale takie nasz top, do którego ciągle wracamy, mieści się przy ulicy Mariackiej. Jest to Drukarnia Cafe. Naszym zdaniem jest to jedna z najpiękniejszych ulic Gdańska, więc warto sobie tam zamówić przepyszną kawkę i obserwować magiczną Mariacką. To jest taka rozrywka, której sobie nie odmawiamy.

Czego wam najbardziej brakuje na gdańskiej scenie gastronomicznej?

Sebastian: - Może nie jest to oczywista odpowiedź, ale uważam, że brakuje naprawdę dobrego, rzemieślniczego kebaba. Być może jeszcze takiego nie znaleźliśmy, ale wydaje mi się, że takie miejsce na pewno by się przydało i urozmaiciłoby gdańską gastronomię.

To faktycznie ciekawa odpowiedź. Być może to właśnie wy otworzycie takie miejsce? Myśleliście o założeniu własnej restauracji?

Sebastian: - Raczej nie. To bardzo ciężki kawałek chleba. Wiemy, że potrzeba naprawdę wielkiego talentu i umiejętności, żeby utrzymać się na rynku.

Ewa: - Raczej zostawiamy pole do popisu osobom, które naprawdę znają się na rzeczy i wiedzą, jak to zrobić dobrze.

Przez żołądek do serca, a może bardziej przez serce do żołądka. Why not Gdańsk, czyli jak zakochać się nie tylko w Gdańsku
Przez żołądek do serca, a może bardziej przez serce do żołądka. Why not Gdańsk, czyli jak zakochać się nie tylko w Gdańsku Why not Gdańsk / Instagram

Czy jest miejsce, które uwielbiacie i jest waszym zdaniem wciąż za mało popularne?

Ewa: - Mamy takie miejsce, które jest dla nas bardzo sentymentalne. To jedno z pierwszych miejsc, które odwiedziliśmy w Gdańsku i zrobiło na nas ogromne. wrażenie. Jest to Pizzeria Husak, która mieści się we Wrzeszczu. To nieduży lokal z niepowtarzalnym klimatem i przepyszną pizzą neapolitańską.

Sebastian: - Nie mieści się w Gdańsku Głównym, więc być może niewiele osób zdecyduje się zahaczyć o to miejsce. Naszym zdaniem jednak zdecydowanie warto zboczyć z typowo turystycznej trasy, żeby tam trafić.

Czy Gdańsk to była miłość od pierwszego wejrzenia?

Ewa: - Można tak powiedzieć. Spacerowaliśmy po głównym mieście i stwierdziliśmy, że...fajnie byłoby tu zamieszkać.

Sebastian: - W tamtym momencie nie mieliśmy takiego swojego miejsca na ziemi. Nie wiedzieliśmy, gdzie chcemy się osiedlić na stałe. Największe wrażenie Gdańsk zrobił na nas wieczorem, kiedy wyszliśmy z hotelu na pierwszy spacer już po zmroku. Zachwycił nas ten klimat, światła, kamieniczki. Stanęliśmy tam i stwierdziliśmy... zostańmy tutaj.

Jak długo później zjawiliście się w Gdańsku już jako mieszkańcy?

Ewa: - Wiązały nas jeszcze studia, bo ostatnie 5 lat przed przeprowadzką mieszkaliśmy w Białymstoku. Pandemia nam trochę „pomogła”, bo zajęcia zaczęły być zdalne i to pozwoliło nam na spakowanie się i wyjechanie z miasta. Ja skończyłam studia jeszcze w Białymstoku, a Sebastian już zdalnie, w Gdańsku.

Sebastian: - To był czas, gdy wiele osób podejmowało spontaniczne decyzje. Myśleliśmy od jakiegoś czasu, żeby się przeprowadzić i wtedy po prostu to zrobiliśmy.

Od kilku lat jesteście też małżeństwem. Pamiętacie swoje pierwsze spotkanie?

Ewa: – Ojej, to już było bardzo dawno (śmiech). Poznaliśmy się 12 lat temu przez moją siostrę. Zrobiła ognisko, zaprosiła swoich dawnych znajomych ze szkoły i wśród nich był właśnie Sebastian. I tak już został. Śmiejemy się, że siostra przyprowadziła mi męża prosto do domu.

Spontaniczność, którą macie w sobie to ta sama spontaniczność, którą stosujecie przy prowadzeniu konta na Instagramie?

Ewa: - Przeprowadzka była spontaniczna i tak samo podchodzimy do naszego profilu. Kluczem jest bycie turystą we własnym mieście. Kiedy zaczęliśmy działać w Internecie byliśmy ciągle nowi w Trójmieście, więc wiele miejsc poznawaliśmy razem z naszymi obserwatorami. Odkrywaliśmy gastronomię, muzea, punkty widokowe, miejsca warte odwiedzenia. I tak właśnie powstawał kontent. I tak też powstaje do tej pory.

Sebastian: - Co ciekawe, dostajemy wiele komentarzy i wiadomości prywatnych od „lokalsów”. Gdańszczanie piszą, że mieszkają tutaj od dziecka, ale nie wiedzieli o istnieniu wielu punktów, które polecamy na Instagramie.

Ewa: - Myślę, że zostanie turystą we własnym mieście, to coś, co powinien zrobić każdy. Przynajmniej na jeden weekend. Staramy się zatrzymać w tym pędzie i korzystać ze wszystkich dobroci Gdańska.

Co jest waszym zdaniem kluczem do osiągnięcia sukcesu w mediach społecznościowych?

Ewa: - Według nas jest to autentyczność i pasja. Naprawdę nie trzeba mieć drogiego i profesjonalnego sprzętu. My do tej pory pracujemy na telefonach. Liczy się to, co chce się pokazać. Niezależnie od tego, co to jest - wystarczy, że wychodzi to z pasji i naszych realnych zainteresowań.

Sebastian: - My nie spodziewaliśmy się takiego odzewu i nadal bardzo nas to szokuje. Szczególnie kiedy ktoś zaczepia nas na ulicy i mówi, że nas ogląda. To bardzo miłe. Jesteśmy wdzięczni za wszystkie wiadomości i komentarze. Myślę, że w gromadzeniu takiej społeczności kluczowa jest regularność. Nie można porzucić konta na dwa miesiące i nagle do niego wrócić. Obserwatorzy również bardzo doceniają, kiedy utrzymuje się z nimi bezpośredni kontakt, odpowiada na ich wiadomości.

Czy testowanie nowych restauracji to najprzyjemniejsza część waszej pracy?

Ewa: - Myślę, że na pewno jedna z przyjemniejszych. W końcu kto nie lubi jeść? (śmiech)

Sebastian: Fajne jest też to, że możemy poznać właścicieli restauracji i ich historie. Dowiadujemy się, jak to wszystko się zaczęło i poznajemy temat dosłownie od kuchni.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Przez żołądek do serca, a może bardziej przez serce do żołądka. Why not Gdańsk, czyli jak zakochać się nie tylko w Gdańsku - Dziennik Bałtycki

Wróć na puck.naszemiasto.pl Nasze Miasto